W dalszym sprzątaniu przeszkodziły jej dzikie krzyki, syki, ryki i Bóg wie jeszcze jakie odgłosy.Allie wyłączyła odkurzacz, po czym pobiegła na piętro. Za nią, kuśtykający i połykający ostatnie kęsy kanapki ruszył Cesc.
- Boże! - ryknęła Carlota łapiąc się za głowę. - Jesteś skończoną idiotką! Nie rozumiem Cesca! jakim prawem jest z taką suką jak ty ?! - krzyczała do Danielli gestykulując rękoma.
- Weź ty się czasem zamknij, smarkulo! Nikogo nie obchodzi twoje zdanie! Jesteś niczym! I nie myśl sobie, że Cesc ci uwierzy ! - odparła nie pozostając jej dłużna.
- Ty kurwo! - Carlota w końcu nie wytrzymała. rzuciła się na partnerkę jej brata z pięściami, a raczej z długimi paznokciami. Allie jeszcze nigdy nie widział tak bojowo nastawionej przyjaciółki. W tym momencie była przerażona tym, co widziała. Przez kilka sekund stała jak słup soli, jednak kiedy Daniella jęknęła z bólu, po tym jak Carlota podrapała ją po szyi blondynka w końcu "wróciła do żywych". Weszła między nie, obejmując Hiszpankę i odciągając ją od wrednej pani Semaan, a już niedługo Fabregas.
- Ej! Dziewczyny! Co wy robicie ?! - zapytał Cesc w końcu wchodząc na piętro.
- Kotek, no ! - jęknęła Daniella. - Popatrz co twoja siostra mi zrobiła! Ona jest nienormalna ! - dodała pokazując mu podrapane miejsca.
- Zamknij się, ty pojebana kretynko! - syknęła Carlota, próbując się wyrwać Allie.
- Carlota! Nie odzywaj się tak do niej ! - odparł Cesc oglądając rany Danielli, która teraz mierzyła się wzrokiem z Hiszpanką.
- Przejrzyj w końcu na oczy, Cesc! - jęknęła błagalnym już tonem. - Ona cię zdradza. Lia to nie twoja córka!
- Nie wierz jej ! Ona jest zazdrosna! - Daniella spojrzała na Fabregasa maślanymi oczyma.
- Skąd możesz to wiedzieć? - mężczyzna zwrócił się do siostry. - Nie masz prawa jej o nic oskarżać! Nie znasz Danielli, ja ją kocham ! - dodał szybko.
- Dzisiaj rano, jak szłam do sklepu to widziałam ją obściskującą się obok samochodu z Gerardem.- po tych słowach nastała kilkusekundowa cisza, która ciągnęła się nieskończenie długo.
- Nie słuchaj jej. - w końcu odezwała się Daniella. - To nieprawda. Nie wychodziłam nigdzie, sam o tym wiesz. Cały czas byłam z tobą i Lią. A poza tym, to nie zrobiłabym ci takiego świństwa!
I na tym się skończyło. Cesc obdarował młodszą siostrę karcącym spojrzeniem i razem z Daniellą zamknęli się w pokoju. Carlota wybuchnęła płaczem, wtulając się w ramię Allie, która kompletnie nie wiedziała co powinna teraz zrobić. Usiadła z przyjaciółką w salonie, zrobiła herbatę i podała jej. Siedziały długo w ciszy. Przez cały ten czas Carlota starała się uspokoić.
- Naprawdę tak było? - w końcu zapytała Allie.
- Nie wierzysz mi ?! - oburzyła się.
- Carlota, uspokój się. - westchnęła. - Opowiedz jak to było.
- No Jezu, no, Allie. - przewróciła oczami. - Po prostu, jak szłam do sklepu rano, koło szóstej to widziałam ją jak całuje się z Gerardem Pique przy jego samochodzie, poło parku. - dodała.
- Czekaj. Gerardem? Tym Gerardem? - zdziwiła się wytrzeszczając oczy, a Carlota tylko kiwnęła głową. - Czy on i twój brat się nie przyjaźnią?
- Są najlepszymi przyjaciółmi. Od dzieciństwa... - odparła patrząc gdzieś przed siebie.
Po kilku minutach ciszy Carlota w końcu stwierdziła, że pójdzie po Noreen do przedszkola, żeby wszyscy razem zjedli obiad. Nurii wróciła z cukierni, Francesc wyszedł z gabinetu. Allie dziwiła się, że nie słyszał kłótni Car i Danielli. Wrzeszczały jakby skórę z nich zdzierano.
W końcu wszyscy usiedli przy stole, a Allie, Carlota i Nurii zaczęły nakładać do stołu. Oczywiście Daniella nie raczyła ruszyć dupska i siedziała jak wielka królowa. Kiedy Hiszpanka podawała jej talerz tak mocno trzasnęła nim o stół, że wszyscy podskoczyli, a ona tylko uśmiechnęła się... upiornie?
- Jak było w przedszkolu, Noreen? - zapytała Nurii starając się rozładować napiętą atmosferę.
- Bawiliśmy się na placu zabaw, w chowanego... - uśmiechnęła się szeroko. - Ale... pani powiedziała, że chce znów porozmawiać z Allie. - zwróciła się do siostry, którą teraz rozpierał gniew. Czy ta cholerna nauczycielka nie może się odczepić i przestać mieszać w nie swoje sprawy ?!
- Jasne, jutro z nią porozmawiam. - odparła przez zęby. W tym momencie zamroczyło jej się przed oczami. - Przepraszam na chwilę. - dodała wychodząc na zewnątrz. Oparła się o barierkę tarasu i głęboko oddychała. Serce podskoczyło jej do gardła i biło tak mocno, jakby chciało wyskoczyć, a ona z zamkniętymi oczyma czekała, aż po raz setny wszystko się skończy. Po chwili poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Kilka razy mrugnęła i odwróciła się.
- Allie, błagam cię. - westchnął Francesc. - Pozwól sobie pomóc. Umówię cię na wizytę do mojego przyjaciela, on ci pomoże. - dodał.
- Nie. Nikt już nie może mi pomóc. Chcę tylko nacieszyć się tym, co jest mi dane. - westchnęła próbując powstrzymać łzy, po czym weszła do domu i usiadła przy stole.
- Wszystko w porządku? - zapytał Cesc.
- Już tak. Zrobiło mi się tylko słabo. - oznajmiła próbując się uśmiechnąć, jednak natrafiła na wzrok Danielli, który był głodny ludzkiej krwi. Allie szybko spojrzała na swój talerz szukając widelcem jakiejś oznaki, ze Daniella coś tam wrzuciła, jednak szybko zrezygnowała. Ma paranoje. Przecież ona jest zwykłą kobietą kochająca swojego mężczyznę. Jest po prostu zazdrosna, jednak nie ma o co.
Po obiedzie Allie i Carlota zaczęły wkładać naczynia do zmywarki.
- Wiesz, że nie musisz tego robić? Ja tu pracuję. Dam sobie radę. - oznajmiła Angielka.
- A ty znowu swoje. - brunetka przewróciła oczyma wciąż wykonując daną czynność. Spojrzała w kierunku salonu. Na jednej kanapie siedzieli rodzice, a na drugiej Daniella pindrzyła się do Cesca, który był zajęty oglądaniem jakiegoś meczu. - Boże, jak ja nienawidzę tej kurwy. - syknęła przez zęby.
- Carlota! Nie mów tak! Już niedługo będziecie rodziną. - westchnęła Allie.
- Nie pozwolę na to. Ona zdradza Cesca! Chce tylko jego kasy. Wzięła go na dziecko, żeby zawsze mieć go przy sobie. Dam sobie rękę uciąć, że Lia nie jest jego.
- Uważaj, żebyś tych słów nie pożałowała. - prychnęła blondynka. W momencie, w którym Carlota chciała coś odpowiedzieć zadzwonił dzwonek. Allie szybko znalazła się przy drzwiach i otworzyła je. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak wcześniej wspomniany Gerard Pique. Czyli Carlota mówiła prawdę. Ciekawe jaką historyjkę wymyśli. Chciał zobaczyć co z Cesc'iem, właśnie przyjechał. Jasne! A może by tak wspomniał o małym, a raczej dużym wrzodzie na tyłku przyjaciela jakim jest wiedźma Semaan?
- Dzień dobry. - w końcu wykrztusiła z siebie. Allie zdała sobie sprawę, że przez długie sekundy gapiła się na piłkarza morderczym wzrokiem. Biedny, niczego nieświadomy Cesc...
- Dzień dobry, zastałem może... - nie dokończył, ponieważ dziewczyna szybko mu przerwała. Nie chciała słyszeć z jego zdradzieckich ust tych słów.
- Tak, proszę wejść. - syknęła siląc się na chociażby lekki uśmiech. Kiedy Carlota wyszła z kuchni Allie kiwnęła jej głową na znak, że jej wierzy.
- Gerard! - krzyknął Cesc odrywając się od mecz u sięgając po kule. Było widać jak bardzo są ze sobą zżyci. W Allie aż się gotowało. Ładny kurwa teatrzyk! No i oczywiście aktorzy - profesjonaliści. Dziewczyna zauważyła jak Gerard i Daniella ukradkiem na siebie spoglądają. Krew zaczęła ją zalewać, a Carlotę kurwica chwytać.
- Będziemy się już zbierać. Do jutra. - pożegnała się ubierając siostrę. Przez resztę wieczoru nie mogła znieść tego, jak Pique i Semaan udają i oszukują biednego Cesca. Jak można być takim człowiekiem ?! Carlota je odprowadziła.
Po kilkunastu minutach były już w mieszkaniu. Allie zrobiła siostrze kanapki i włączyła bajki, a sama poszła wziąć prysznic. Powoli zaczynała mieć tego wszystkiego dość.Niby to nie jej sprawa, ale musi patrzyć na to przedstawienie. Tak bardzo współczuła nieświadomemu niczego Cesc'owi.
Po jakiejś godzinie obie poszły spać, tym razem bez żadnych problemów.
Następnego dnia Allie, tak jak zwykle odprowadziła Noreen do przedszkola. Nie obyło się bez rozmowy z nauczycielką, której po raz kolejny musiała "grzecznie" wyjaśnić całą sytuację i także "grzecznie" poprosić o niewtrącanie się. Po drodze do posiadłości Fabregasów zadzwoniła Nurii prosząc, aby zrobiła zakupy.
Przed wejściem do domu musiała wziąć kilka głębokich oddechów, aby nie wydłubać oczu tej dwójce. Znów zastała Nurii i Francesca przy stole w kuchni.
- Dzień dobry. - przywitała się. - Mam wszystko.- dodała stawiając zakupy na blacie.
- O, bardzo ci dziękuję. - podziękowała Nurii, po czym rozliczyła się z Allie. - Muszę lecieć otworzyć cukiernię. Jeśli możesz, to zrób śniadanie tym śpiochom z góry. - uśmiechnęła się podnosząc torebkę, po czym wyszła.
- Allie, pozwól, że przemówię ci do rozsądku. - odezwał się Francesc. Znowu zaczyna.
- Proszę... - jęknęła. - Przestań z tym, nie chcę na razie o tym myśleć.
- No dobrze. Ale wrócimy do tej rozmowy. - odparł, po czym skierował się w stronę biura. Allie zaczęła szykować kanapki. Pokroiła w plastry wszystkie składniki, przyszedł czas na chleb. Gdyby sobie nie zrobiła krzywdy, to byłoby święto narodowe. Zawsze musi pokazać jaką jest sierotą.
- Auć. - jęknęła, a zaraz po tym z jej ust wypłynęła wiązanka przekleństw.
- Hola, hola. - parsknął wchodzący do kuchni Gerard. - Czekaj, zaraz coś na to poradzimy. - dodał grzebiąc w jednej z półek.
- Nie trzeba, poradzę sobie.- syknęła. W tym momencie Hiszpan wyciągnął wodę utlenioną i plaster.
- Trzeba,. trzeba. - uśmiechnął się uroczo. - Nie wierć się. - dodał nastawiając krwawiący palec Allie nad zlew, po czym polał go wodą utlenioną. Angielka zacisnęła zęby z bólu. Kiedy Gerard spojrzał jej w oczy kolana się przed nią ugięły. Były tak łagodne i niebieskie, jakby chciały przeniknąć w głąb duszy. Wróć.. ale poetka się ze mnie zrobiła, pomyślała Allie szybko odwracając wzrok.
- Gotowe. - szepnął Pique odsuwając się od niej.
- Dziękuję. - odparła przygryzając wargę i wróciła do szykowania kanapek. Mężczyzna usiadł na miejscu, gdzie jeszcze kilka minut temu siedział Francesc.
- A więc. - zaczął drapiąc się po karku. - Skąd jesteś?
- Z Londynu. - odpowiedziała nie odrywając wzroku od wykonywanej czynności.
- Ile masz lat?
- Osiemnaście.
- Jesteś dziewicą?
- Co to ma do cholery być, przesłuchanie ?! - wypaliła odwracając się w jego stronę. Znów te niebieskie oczy...
- Chciałem tylko zobaczyć jak się uśmiechasz.
- Czy to wygląda ci na uśmiech? - syknęła smarując masłem kolejną kromkę. Piłkarz odwrócił głowę w dziwny sposób, na co nie umiała powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Oo, widzisz. - uśmiechnął się. Wstał i skierował się w jej stronę. Sięgnął po kawę, dotykając w tym momencie ręką jej ramienia. Allie przeszedł dreszcz. Ten facet miał coś w sobie. Coś, czemu Daniella nie zdołała się oprzeć, ale jej się to uda. Nie ma innego wyjścia.
Od autorki: Witam! tak, wiem. Trochę naczekaliście się na ten rozdział, ale mam nadzieję, ze się podoba, bo mi osobiście przypadł do gustu. Wiem, że większość z Was mnie zlinczuje za to, jakiego bohatera zrobiłam z Gerarda, no ale ;). Co do innych opowiadań, to rozdział na tu-me-ayudas jest w trakcie pisania, a niedługo roszę z kolejnym, tylko jeszcze nie wiem którym. Jeśli chcecie, to tutaj możecie obejrzeć zwiastuny wszystkich opowiadań, za które dziękuję Miniizie i Skizzle. Pozdrawiam i czekam na opinie. Laurel.
sobota, 18 maja 2013
czwartek, 2 maja 2013
2. Pierwsze (nie)miłe spotkanie
Leżała w łóżku spoglądając na słodko śpiącą Noreen. Mała była taka niewinna, nie miała pojęcia co się dzieję, ale mimo to Allie kochała ją z całego serca i była gotowa zrobić dla niej wszystko, dosłownie wszystko. Nie ma za dużo czasu, aby zaoferować jej to, co zechce, ale przynajmniej zadba o jej stabilną przyszłość. Kiedy przed oczami zobaczyła znajome, ciemne plamki westchnęła i położyła się na plecy. Odetchnęła kilka razy i znów spojrzała na swoją malutką i kochaną Norę.
Jutro miał przyjechać syn państwa Fabregas razem z rodziną. Nie miała ochoty mieszać się do życia kolejnych osób. I tak miała już potworne wyrzuty sumienia co do Francesa i Nurii, ale zależało jej, aby w przyszłości zajęli się Noreen.
Jeszcze tylko trzy stopnie...dwa stopnie...jeden stopień... i już! Udało mu się. Ledwo co, ale przykuśtykał na kulach do drzwi frontowych domu rodziców. Przy jego boku stała Daniella z małą Lią na rękach.
- Syneczku mój! - Nurii wystrzeliła z progu drzwi jak z procy i rzuciła się na Cesca mocno go przytulając i całując po głowie. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam, kochanie! - dodała ze łzami w oczach. Nawet nie zwróciła uwagi na Daniellę, której teraz zszedł uśmieszek z twarzy.
- Mamo, mamo. Już, wystarczy, wszystko jest dobrze. - parsknął, kiedy rodzicielka nie pozwalała wyrwać mu się z objęć. W końcu wybawienie przyszło ze strony ojca, który również go uściskał.
- Witaj Daniello. - rzuciła sucho Nurii. - Cześć, kruszynko. - uśmiechnęła się do Lii głaszcząc ją po malutkiej, jeszcze lekko opuchniętej rączce. Wszyscy weszli do środka, a nowo przybyli zdjęli wierzchnie nakrycia. Po chwili z piętra zbiegła Carlota, która kilkukrotnie mogłaby sobie połamać na nich nogi. Rzuciła się bratu na szyję, który stracił równowagę i uderzył plecami w lustro.
- O Jezu! - jęknęła odrywając się od niego. - Cescy, przepraszam! - dodała szybko widząc grymas bólu na twarzy brata.
- Nic się nie stało. też się cieszę, że cię widzę. - odparł. Carlota rzuciła zwykłe "Cześć" w kierunku partnerki brata i zaczęła robić dziwne miny do Lii. Daniella przewróciła oczami, nie mogąc już tego wszystkiego znieść. Ludzie! Cesc mnie kocha, zaakceptujcie to i przestańcie odstawiać jakieś pieprzone teatrzyki, myślała. Nurii na chwilę zniknęła w kuchni, po czym przytargała z niej Allie, za która z uśmiechem kroczyła Noreen.
- Cesc, to Allie, o której ci tyle opowiadałam i jej siostra, Noreen. - oznajmiła. Oczywiście po raz kolejny ominęła Daniellę, która wbiła wzrok w Angielkę.
- Miło cię poznać. - uśmiechnął się wyciągając rękę z jednej z kul i podając jej.
- Tak, mi również. - odparła przylepiając na twarz sztuczny uśmiech. Przywitała się również z Daniellą, która wciąż gapiła się na nią wzrokiem, który zapewne zamieniał w kamień. Allie już czuła jak jej wnętrze twardnieje pod wpływem takiego nacisku.
Allie i Carlota przygotowały nakrycia stołu, a Nurii przyniosła zupę w wazie. Noreen przez cały obiad zasypywała Cesca przeróżnymi (czasami głupimi) pytaniami, na które on cierpliwie odpowiadał.
- My będziemy się już zbierać. - rzuciła po obiedzie Allie już wstając.
- Chyba sobie żartujesz. - prychnęła Carlota - Zostajecie. Obie. - dodała kładąc nacisk na ostatnie słowo. Blondynka posłusznie ponownie usiadła. Nie chciała tutaj być. Zawracać im wszystkim głowy, przeszkadzać. Pewnie chcieli posiedzieć tylko w rodzinnym gronie i porozmawiać o ważnych sprawach, a one im tylko przeszkadzały. Razem z Noreen zawsze żyły w odosobnieniu, więc zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
- Dlaczego ona jest taka malutka? - nagle zapytała Nora.
- Bo widzisz, Lia dopiero co się urodziła. - odparł Cesc szeroko się uśmiechając.
- A jak to zrobiłeś, że się urodziła? - nie poddawała się, wcinając kawałek ciasta, które przyniosła Nurii.
- Eee... - zaciął się, a wszyscy siedzący przy stole nie mogli powstrzymać śmiechu. - Bo widzisz. Ja i Daniella bardzo się kochamy i dlatego urodziła się Lia... - dodał drapiąc się po głowie. Nie miał pojęcia jak inaczej to powiedzieć. Noreen wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
Po posiłku Allie i Carlota zaczęły zanosić wszystko do kuchni.
- Daj, zrobię to. - westchnęła Angielka.
- Oszalałaś? Tego jest za dużo, sama nie dasz rady. - prychnęła.
- Przecież tutaj pracuję. - odparła. Carlota przewróciła oczyma. Już dobrze znała te teksty Allie. Chciała robić wszystko sama, nie ważne czy da radę, czy nie. Ale jednak ją rozumiała. Jej biografia do tego czasu byłaby dużo bogatsza niż niejednego pięćdziesięciolatka.
Znów te plamki przed oczami. Allie oparła się o blat i wzięła głęboki oddech.
- Muszę się przewietrzyć. - westchnęła wychodząc drzwiami tarasowymi. Stanęła obok jednego z drzew, objęła się ramionami i spoglądając w księżyc głęboko oddychała. Na myśl, ze niedługo to wszystko się skończy... musiała dać upust emocją i tak po prostu sobie popłakać.Rodzice zawsze powtarzali, że jest silna, że jest wojowniczką. Ale czy naprawdę? I co z tego, że udaje jej się jak na razie zapewnić Noreen dobre warunki, ale co będzie później?
Po chwili usłyszała czyjś przyspieszony oddech. Szybko odwróciła się, a jej oczom ukazał się kuśtykający Cesc.
- Co tutaj robisz? - zapytała oschle wycierając zapłakane policzki.
- Przepraszam, nie chciałem... - odparł cicho.
- Nie, to ja przepraszam. - zagryzła wargi zdając sobie sprawę z tego, jakim tonem do niego mówi. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Płakałaś? - zapytał podejrzliwie.
- Nie. Soczewki mnie drażnią. - oznajmiła wymijając go i kierując się w stronę domu. Kiedy wchodziła po schodach na taras zobaczyła opartą o drzwi Daniellę.
- Czekaj. - syknęła łapiąc Allie za łokieć i przyciągając ją do siebie.
- Ała! - jęknęła, kiedy ta mocno ją ścisnęła.
- Nie myśl sobie, mała suko, że tymi swoimi gierkami uda ci się odebrać mi Cesca. - warknęła.
- Ale ja wcale...
- Daruj sobie ten niewinny ton. Znam te twoje gierki, nie jesteś jedyną która ich próbowała. Nie uda ci się. - dodała szarpiąc ją mocniej.
- Niech pani przestanie, to boli. - jęknęła. - Ja nie chce mieć z nim nic wspólnego. - dodała błagalnym tonem. Nie wytrzymywała już nacisku na rękę i wbijających się w skórę paznokci.
- I niech tak zostanie. - zakończyła przylepiając na twarz przesadnie sztuczny uśmiech i biegnąc do Fabregasa. Allie w drodze do łazienki zaczęła rozmasowywać rękę.
Weszła do małego pomieszczenia, zamknęła się na klucz i oparła o umywalkę zaczynając płakać. Nie zamierzała się nad sobą użalać, chciała tylko poczuć ulgę w okolicy mostka. Nie znosiła tego ucisku w dołku. Puściła wodę z kranu i przemyła nią twarz, po czym wytarła się ręcznikiem. Spojrzała w lustro. Co widziała? Osiemnastoletnią blondynkę o zielonych oczach, która jest cholerną sierotą i nie umie zawalczyć o życie! Dlaczego pozwoliła tej kobiecie na takie traktowanie? Bo się bała. Bała się, że państwo Fabregas uwierzą Danielli i nie będą chcieli jej znać, a Allie nie zniosłaby upokorzenia i osamotnienia.
W końcu wyszła z łazienki i usiadła na kanapie obok Carloty i Noreen.
- Gdzie byłaś? - zapytała Hiszpanka.
- W łazience. - odparła starając się nie patrzeć dziewczynie w oczy, ponieważ ona szybko dowiedziałaby się o co chodzi.
Po kolejnej godzinie tortur Noreen postanowiła wybawić Allie i stwierdziła, że jest zmęczona. Nurii proponowała, żeby zostały na noc, ale kiedy poczuła na sobie wzrok Danielli grzecznie podziękowała i po prostu razem z siostrą wyszła. Po powrocie do małego, przytulnego mieszkanka, które jakby nie patrzeć prawie się rozpadało umyła Noreen i przebrała ją w piżamkę. Mała od razu zasnęła, a Allie spoglądała na nią po raz enty zastanawiając się co się stanie, kiedy jej zabraknie. W końcu, po otarciu kilku łez zasnęła. Przecież jutro znów będzie musiała iść do pracy i znosić PANIĄ Daniellę Semaan.
Następnego dnia, tak jak zawsze obudziła się wcześniej, zrobiła kanaki, które po chwili zjadła Noreen i zaprowadziła ją do przedszkola. Przez całą drogę do domu państwa Fabregas starała się nie myśleć o nieprzyjemnościach, których będzie musiała doświadczyć. Przecież były nieuniknione.
- Dzień dobry. - przywitała się z Francesc'iem i Nurii, którzy jak zawsze siedzieli przy stole w kuchni i pili kawę.
- Witaj, Allie. - odparli jednocześnie, zaraz potem wybuchając śmiechem. Angielka wyjęła z półki ściereczkę i poszła do salonu, by zetrzeć kurze z mebli.
Po przebudzeni uśmiechnął się szeroko, widząc obok siebie najważniejsze kobiety w swoim życiu: Daniellę i Lię. No, może połowę najważniejszych kobiet. Przecież była jeszcze Narii i Carlota. Wstał z łóżka, starając się ich nie budzić, po czym poszedł do łazienki się umyć. Schodząc po schodach usłyszał ciche nucenie. Oparł się wejście do salonu i jak zahipnotyzowany wodził wzrokiem za krzątającą się Allie. W tej dziewczynie było coś tajemniczego. Ukrywała coś, ale nie wiedział co. Co prawda ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale i tak prędzej czy później dowie się tego.
- Czemu pan się na mnie patrzy? - zapytała po chwili nie przestając czyścić telewizora. Zamurowało go to.
- Przepraszam ja tylko... jak to pan? Nie jesteśmy na ty? - starał się zmienić temat.
- Pan jest synem moich pracodawców. - odparła wzruszając ramionami.
- W takim razie niech mi pani zrobi kanapki. - parsknął myśląc, że Allie się zaśmieje, albo chociaż zmięknie, jednak ona po prostu wstała i minęła go zmierzając w kierunku kuchni. Cesc stał jak słup soli. Po kilku minutach Allie zawołała: ,,Zrobione" i wróciła do sprzątania.
Od autorki: Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Daje to naprawdę dużego kopa! Co do tego, to nie jestem z niego zadowolona. To wszystko w mojej wyobraźni wyglądało inaczej, 'przesycone' było tajemnicą, a jak wyszło?
Co do tu-me-ayudas to niedługo pojawi się tam nowy szablon i rozdział (jak go napisze, bo nie mam już weny co do tego opowiadania, ale chce doprowadzić je do końca). Tutaj możecie zobaczyć także zwiastun que-me-amas, z którym ruszę kiedy dostanę zamówiony szablon. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Jutro miał przyjechać syn państwa Fabregas razem z rodziną. Nie miała ochoty mieszać się do życia kolejnych osób. I tak miała już potworne wyrzuty sumienia co do Francesa i Nurii, ale zależało jej, aby w przyszłości zajęli się Noreen.
Jeszcze tylko trzy stopnie...dwa stopnie...jeden stopień... i już! Udało mu się. Ledwo co, ale przykuśtykał na kulach do drzwi frontowych domu rodziców. Przy jego boku stała Daniella z małą Lią na rękach.
- Syneczku mój! - Nurii wystrzeliła z progu drzwi jak z procy i rzuciła się na Cesca mocno go przytulając i całując po głowie. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam, kochanie! - dodała ze łzami w oczach. Nawet nie zwróciła uwagi na Daniellę, której teraz zszedł uśmieszek z twarzy.
- Mamo, mamo. Już, wystarczy, wszystko jest dobrze. - parsknął, kiedy rodzicielka nie pozwalała wyrwać mu się z objęć. W końcu wybawienie przyszło ze strony ojca, który również go uściskał.
- Witaj Daniello. - rzuciła sucho Nurii. - Cześć, kruszynko. - uśmiechnęła się do Lii głaszcząc ją po malutkiej, jeszcze lekko opuchniętej rączce. Wszyscy weszli do środka, a nowo przybyli zdjęli wierzchnie nakrycia. Po chwili z piętra zbiegła Carlota, która kilkukrotnie mogłaby sobie połamać na nich nogi. Rzuciła się bratu na szyję, który stracił równowagę i uderzył plecami w lustro.
- O Jezu! - jęknęła odrywając się od niego. - Cescy, przepraszam! - dodała szybko widząc grymas bólu na twarzy brata.
- Nic się nie stało. też się cieszę, że cię widzę. - odparł. Carlota rzuciła zwykłe "Cześć" w kierunku partnerki brata i zaczęła robić dziwne miny do Lii. Daniella przewróciła oczami, nie mogąc już tego wszystkiego znieść. Ludzie! Cesc mnie kocha, zaakceptujcie to i przestańcie odstawiać jakieś pieprzone teatrzyki, myślała. Nurii na chwilę zniknęła w kuchni, po czym przytargała z niej Allie, za która z uśmiechem kroczyła Noreen.
- Cesc, to Allie, o której ci tyle opowiadałam i jej siostra, Noreen. - oznajmiła. Oczywiście po raz kolejny ominęła Daniellę, która wbiła wzrok w Angielkę.
- Miło cię poznać. - uśmiechnął się wyciągając rękę z jednej z kul i podając jej.
- Tak, mi również. - odparła przylepiając na twarz sztuczny uśmiech. Przywitała się również z Daniellą, która wciąż gapiła się na nią wzrokiem, który zapewne zamieniał w kamień. Allie już czuła jak jej wnętrze twardnieje pod wpływem takiego nacisku.
Allie i Carlota przygotowały nakrycia stołu, a Nurii przyniosła zupę w wazie. Noreen przez cały obiad zasypywała Cesca przeróżnymi (czasami głupimi) pytaniami, na które on cierpliwie odpowiadał.
- My będziemy się już zbierać. - rzuciła po obiedzie Allie już wstając.
- Chyba sobie żartujesz. - prychnęła Carlota - Zostajecie. Obie. - dodała kładąc nacisk na ostatnie słowo. Blondynka posłusznie ponownie usiadła. Nie chciała tutaj być. Zawracać im wszystkim głowy, przeszkadzać. Pewnie chcieli posiedzieć tylko w rodzinnym gronie i porozmawiać o ważnych sprawach, a one im tylko przeszkadzały. Razem z Noreen zawsze żyły w odosobnieniu, więc zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
- Dlaczego ona jest taka malutka? - nagle zapytała Nora.
- Bo widzisz, Lia dopiero co się urodziła. - odparł Cesc szeroko się uśmiechając.
- A jak to zrobiłeś, że się urodziła? - nie poddawała się, wcinając kawałek ciasta, które przyniosła Nurii.
- Eee... - zaciął się, a wszyscy siedzący przy stole nie mogli powstrzymać śmiechu. - Bo widzisz. Ja i Daniella bardzo się kochamy i dlatego urodziła się Lia... - dodał drapiąc się po głowie. Nie miał pojęcia jak inaczej to powiedzieć. Noreen wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
Po posiłku Allie i Carlota zaczęły zanosić wszystko do kuchni.
- Daj, zrobię to. - westchnęła Angielka.
- Oszalałaś? Tego jest za dużo, sama nie dasz rady. - prychnęła.
- Przecież tutaj pracuję. - odparła. Carlota przewróciła oczyma. Już dobrze znała te teksty Allie. Chciała robić wszystko sama, nie ważne czy da radę, czy nie. Ale jednak ją rozumiała. Jej biografia do tego czasu byłaby dużo bogatsza niż niejednego pięćdziesięciolatka.
Znów te plamki przed oczami. Allie oparła się o blat i wzięła głęboki oddech.
- Muszę się przewietrzyć. - westchnęła wychodząc drzwiami tarasowymi. Stanęła obok jednego z drzew, objęła się ramionami i spoglądając w księżyc głęboko oddychała. Na myśl, ze niedługo to wszystko się skończy... musiała dać upust emocją i tak po prostu sobie popłakać.Rodzice zawsze powtarzali, że jest silna, że jest wojowniczką. Ale czy naprawdę? I co z tego, że udaje jej się jak na razie zapewnić Noreen dobre warunki, ale co będzie później?
Po chwili usłyszała czyjś przyspieszony oddech. Szybko odwróciła się, a jej oczom ukazał się kuśtykający Cesc.
- Co tutaj robisz? - zapytała oschle wycierając zapłakane policzki.
- Przepraszam, nie chciałem... - odparł cicho.
- Nie, to ja przepraszam. - zagryzła wargi zdając sobie sprawę z tego, jakim tonem do niego mówi. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Płakałaś? - zapytał podejrzliwie.
- Nie. Soczewki mnie drażnią. - oznajmiła wymijając go i kierując się w stronę domu. Kiedy wchodziła po schodach na taras zobaczyła opartą o drzwi Daniellę.
- Czekaj. - syknęła łapiąc Allie za łokieć i przyciągając ją do siebie.
- Ała! - jęknęła, kiedy ta mocno ją ścisnęła.
- Nie myśl sobie, mała suko, że tymi swoimi gierkami uda ci się odebrać mi Cesca. - warknęła.
- Ale ja wcale...
- Daruj sobie ten niewinny ton. Znam te twoje gierki, nie jesteś jedyną która ich próbowała. Nie uda ci się. - dodała szarpiąc ją mocniej.
- Niech pani przestanie, to boli. - jęknęła. - Ja nie chce mieć z nim nic wspólnego. - dodała błagalnym tonem. Nie wytrzymywała już nacisku na rękę i wbijających się w skórę paznokci.
- I niech tak zostanie. - zakończyła przylepiając na twarz przesadnie sztuczny uśmiech i biegnąc do Fabregasa. Allie w drodze do łazienki zaczęła rozmasowywać rękę.
Weszła do małego pomieszczenia, zamknęła się na klucz i oparła o umywalkę zaczynając płakać. Nie zamierzała się nad sobą użalać, chciała tylko poczuć ulgę w okolicy mostka. Nie znosiła tego ucisku w dołku. Puściła wodę z kranu i przemyła nią twarz, po czym wytarła się ręcznikiem. Spojrzała w lustro. Co widziała? Osiemnastoletnią blondynkę o zielonych oczach, która jest cholerną sierotą i nie umie zawalczyć o życie! Dlaczego pozwoliła tej kobiecie na takie traktowanie? Bo się bała. Bała się, że państwo Fabregas uwierzą Danielli i nie będą chcieli jej znać, a Allie nie zniosłaby upokorzenia i osamotnienia.
W końcu wyszła z łazienki i usiadła na kanapie obok Carloty i Noreen.
- Gdzie byłaś? - zapytała Hiszpanka.
- W łazience. - odparła starając się nie patrzeć dziewczynie w oczy, ponieważ ona szybko dowiedziałaby się o co chodzi.
Po kolejnej godzinie tortur Noreen postanowiła wybawić Allie i stwierdziła, że jest zmęczona. Nurii proponowała, żeby zostały na noc, ale kiedy poczuła na sobie wzrok Danielli grzecznie podziękowała i po prostu razem z siostrą wyszła. Po powrocie do małego, przytulnego mieszkanka, które jakby nie patrzeć prawie się rozpadało umyła Noreen i przebrała ją w piżamkę. Mała od razu zasnęła, a Allie spoglądała na nią po raz enty zastanawiając się co się stanie, kiedy jej zabraknie. W końcu, po otarciu kilku łez zasnęła. Przecież jutro znów będzie musiała iść do pracy i znosić PANIĄ Daniellę Semaan.
Następnego dnia, tak jak zawsze obudziła się wcześniej, zrobiła kanaki, które po chwili zjadła Noreen i zaprowadziła ją do przedszkola. Przez całą drogę do domu państwa Fabregas starała się nie myśleć o nieprzyjemnościach, których będzie musiała doświadczyć. Przecież były nieuniknione.
- Dzień dobry. - przywitała się z Francesc'iem i Nurii, którzy jak zawsze siedzieli przy stole w kuchni i pili kawę.
- Witaj, Allie. - odparli jednocześnie, zaraz potem wybuchając śmiechem. Angielka wyjęła z półki ściereczkę i poszła do salonu, by zetrzeć kurze z mebli.
Po przebudzeni uśmiechnął się szeroko, widząc obok siebie najważniejsze kobiety w swoim życiu: Daniellę i Lię. No, może połowę najważniejszych kobiet. Przecież była jeszcze Narii i Carlota. Wstał z łóżka, starając się ich nie budzić, po czym poszedł do łazienki się umyć. Schodząc po schodach usłyszał ciche nucenie. Oparł się wejście do salonu i jak zahipnotyzowany wodził wzrokiem za krzątającą się Allie. W tej dziewczynie było coś tajemniczego. Ukrywała coś, ale nie wiedział co. Co prawda ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale i tak prędzej czy później dowie się tego.
- Czemu pan się na mnie patrzy? - zapytała po chwili nie przestając czyścić telewizora. Zamurowało go to.
- Przepraszam ja tylko... jak to pan? Nie jesteśmy na ty? - starał się zmienić temat.
- Pan jest synem moich pracodawców. - odparła wzruszając ramionami.
- W takim razie niech mi pani zrobi kanapki. - parsknął myśląc, że Allie się zaśmieje, albo chociaż zmięknie, jednak ona po prostu wstała i minęła go zmierzając w kierunku kuchni. Cesc stał jak słup soli. Po kilku minutach Allie zawołała: ,,Zrobione" i wróciła do sprzątania.
Od autorki: Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Daje to naprawdę dużego kopa! Co do tego, to nie jestem z niego zadowolona. To wszystko w mojej wyobraźni wyglądało inaczej, 'przesycone' było tajemnicą, a jak wyszło?
Co do tu-me-ayudas to niedługo pojawi się tam nowy szablon i rozdział (jak go napisze, bo nie mam już weny co do tego opowiadania, ale chce doprowadzić je do końca). Tutaj możecie zobaczyć także zwiastun que-me-amas, z którym ruszę kiedy dostanę zamówiony szablon. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Subskrybuj:
Posty (Atom)