Siedział na ławce, ubrany był w szykowny garnitur. W tym momencie nie myślał, bo po prostu nie umiał. Kilka tygodni temu udało mu się przekonać Allie, aby ta poszła do lekarza, polecanego przez ojca. Byli u niego razem. Razem słuchali jego słów, razem płakali, razem przechodzili przez ostatnie tygodnie jej życia. W urzędach dopełnili wszelkich formalności, Cesc zaadoptował nawet Noreen, która kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Przeprowadziły się do państwa Fabregasów, młodsza razem z Nurii i Carlotą opiekowała się małą Lią, a Allie całe dnie leżała w łóżku, w sypialni czekając na nieuniknione. Pewnego deszczowego dnia Cesc, ubrany w garnitur, z przylepionym uśmiechem na twarzy klęknął przy jej łóżku.
- Allison Newson, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi i zostaniesz moją żoną? - zapytał ze łzami w oczach. Zaledwie kilka minut temu wrócił ze spotkania z adwokatem. Daniella wyrzekła się całkowitych praw rodzicielskich, co oznaczało, że Lia pozostanie z nim. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko ukochanej Allie. Dziewczyna powoli otworzyła zielone oczy, z których sączyły się łzy i spojrzała na niego. nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła. Od dłuższego czasu nie miała już na nic siły, serce przestawało jej służyć. Cesc włożył pierścionek na jej bladą, delikatna dłoń i usiadł obok Allie na łóżku.
- Kocham cię. - szepnęła cichutko.
- Też cię kocham. - uśmiechnął się lekko, po czym nachylił się nad nią i czule pocałował.
- Cesc... - jęknęła, kiedy ten się odsunął.
- Tak?
- Kochaj się ze mną. - odparła. - Chcę wiedzieć jak to jest, zanim umrę. - dodała po chwili. Hiszpan nie zawahał się ani chwili.
Teraz, kiedy wspomina te wszystkie chwile spędzone z Allie serce po raz enty rozpada się na miliony kawałków. Dwa tygodnie później wzięli cichy, prywatny ślub, w którym uczestniczyła tylko Noreen i rodzina Cesca. Allie przez cały czas płakała, a Cesc tulił jej do bezwładne ciało do siebie. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, żeby się nie skończyła. Tak bardzo nie chciał jej tracić, ale niestety... Bóg był innego zdania. Tydzień po ślubie, w nocy, kiedy spokojnie leżała w silnych ramionach męża tak po prostu...przestała oddychać. Kiedy Cesc zdał sobie z tego sprawę od razu zadzwonił na pogotowie, starał się ją reanimować, jednak nic to nie dało. Stwierdzono zgon. Serce Allie tak przepełnione miłością nie dało sobie rady.
Wstał z ławki i z głośnym rykiem zrzucił z parapetu doniczkę z kwiatami. Kilka minut temu ostatecznie musiał pożegnać ukochaną. Wszyscy obecni na pogrzebie mówili jak bardzo im przykro, składali kondolencje, ale tak naprawdę nie mieli pojęcia co czuje. Spędził z nią cholerne kilka tygodni, a powinien całe życie! Klęczał nad kwiatami, które po chwili zwiał wiatr i płakał pierwszy raz od długiego czasu. Kiedy lekarze stwierdzili zgon nie płakał, tylko milczał i spoglądał na nią. Nie docierało do niego to, że już nigdy jej nie zobaczy.
- Cesc... - usłyszał piskliwy głosik. Odwrócił się i zobaczył Noreen, ubraną w czarną sukienkę. Szybko otarł łzy z twarzy i próbował się do niej uśmiechnąć, jednak nie umiał.
- Chodźmy do domu. - westchnął idąc w jej stronę.
- Nienawidzę Allie za to, że nas zostawiła. - szepnęła ze łzami w oczach. Jej dolna warga zaczęła drgać, a po chwili całkowicie się rozpłakała.
- Nie mów tak. - wziął ją na ręce i przytulił mocno. - Allie wcale nie chciała nas zostawiać, kochała cię najbardziej na świecie, chciała żebyś miała lepsze życie, niż ona w domu dziecka. - dodał całując ją w czoło.
- Też ją kochałam. - wtuliła się w ramię Cesca.
Od autorki: Całe opowiadanie miało wyglądać trochę inaczej, miało być pisane zupełnie innym językiem, ale nie wyszło. Epilog krótki, jak to epilog, mam nadzieję, że się podoba, bo ja osobiście jestem z niego zadowolona bardziej, niż z poprzednich rozdziałów. Bardzo dziękuję, że Wszystkie byłyście tutaj ze mną przez cały czas. Pozdrawiam i zapraszam na pozostałe opowiadania! Laurel.
PS o rozdziale nie powiadamiam.